Obóz konfederatów

 

 

##############################################

SZUBIENICZNY WIERCH, Z MANDRAGORĄ W TLE

[Marian Kozłowski]


Tekst ten publikowany był kilkanaście lat temu na nieistniejącej dziś stronie „Beskid Niski i Pogórza”. Myślę, że warto go (o nieco zmienionej treści) zamieścić tutaj, i to tym bardziej, że to tak blisko Muszynki i Tylicza.

Swego czasu byłem stałym czytelnikiem krakowskiego Dziennika Polskiego, i co ciekawsze zawarte w nim artykuły, czy to historyczne, krajoznawcze – kserowałem  i stworzyłem sobie z nich niemałe archiwum. Nie sądziłem, że staną się  zaczątkiem tego opracowania.

I tak, w sobotnim wydaniu z 5 lutego 2005 r.  ukazał się artykuł Michała Rożka: Szubienica i mandragora, a dwa lata później drugi tegoż autora, łączący się tematem – Wokół szubienicy.

Do sięgnięcia po te artykuły skłoniły mnie dwie przyczyny.

Pierwsza: w 2010 r. medialny szum, rzekłbym nawet wrzawa (!), po rzuconym przez p. Barę pomyśle budowy pomnika Kazimierza Pułaskiego w Wysowej Zdroju. Druga, to zorganizowany przez Zespół Szkół Zawodowych im. Kazimierza Pułaskiego w Gorlicach, X. Rajd im. Kazimierza Pułaskiego, którego zakończenie odbyło się w Banicy,
w pobliżu Szubienicznego Wierchu.


Rzecz pierwsza: dlaczego właśnie Wysowa? – bo taki był projekt pomysłodawcy, bo tu konfederaci barscy stoczyli
w  pierwszych dniach sierpnia 1770 r. bitwę z Moskalami, w której ponieśli ciężkie straty.

Dlaczego takie gwałtowne i głośne protesty? Pomnik rzeczywiście stanąć może w każdym miejscu – ale czy nie może stanąć właśnie w Beskidzie Niskim, tak przecież mocno zapisanym w historii, bytnością Kazimierza Pułaskiego
i walkami w czasie konfederacji barskiej?

Jeden pomnik co prawda już jest, niedaleko, w Krynicy Zdroju, ale „za kratami”!, na prywatnej już posesji. Za wysoką siatką, i bez możliwości podejścia bliżej!  Podaruję tu sobie przytaczanie treści tej medialnej wrzawy – czytelnika odsyłam do tematu poprzez poniższe linki1.


Rzecz druga: mnie zainteresował „koronny” (!) argument protestów przeciwników tego pomysłu: Szubieniczny Wierch (na mapach Szyberny Wierch) – no, może nie tyle szczyt położony za cerkwią (dziś kościołem) w Izbach, co powieść: Szubieniczny Wierch. Napisał ją w II. połowie XIX. w. grecko-katolicki ksiądz, Wołodymyr Chylak, który
w latach 1868-1870 pełnił funkcję proboszcza w Izbach.

 
W Internecie można znaleźć cytowane fragmenty tej powieści, właśnie – fragmenty! Tylko, że jest to powieść!
W Wikipedii (hasło Wołodymyr Chylak) znajdziemy taką wzmiankę: [...] W swojej twórczości lubił przedstawiać krzywdy i cierpienie ludności rusińskiej z rąk polskiej szlachty, np. konfederatów barskich ... Mnie nurtuje pytanie, jak do tej pory bez odpowiedzi, rzeczowej odpowiedzi: ile w treści tej powieści prawdy historycznej, a ile literackiej fikcji?
Nazwę Szubienica, bądź Szubienice nosi do dziś wiele miejsc.

Pobliski Tylicz: Nie bez znaczenia były również liczne zjazdy i sąd królewski, które odbywały się w Tyliczu, a także prawo składowania. Warto wspomnieć, że swego rodzaju pamiątkami owych sądów i wykonanych wyroków jest wznoszące się na południowej stronie Tylicza wzniesienie "Szubienica" (zbocze nosi nazwę "Łaska" - skazaniec mógł jeszcze tutaj liczyć na ułaskawienie)2.

Biecz także może się „pochwalić” takim miejscem – w dziele Brauna i Hogenberga z początków XVII. w znajdujemy rycinę, na której przedstawiona jest panorama Biecza, a na horyzoncie widnieje szubienica. Dzisiejszą, kultywowaną pozostałością tego miejsca jest kapliczka zwana Szubieniczką.


Możemy mnożyć takie miejsca, znajdziemy je w Opowieściach ziemi Franciszka Kotuli: w Kołaczycach – Kluczowej3, w Bieździedzy4 w powiecie jasielskim, czy u księdza Sarny, np. w Wojkówce5 w pow. krośnieńskim. Nazwy te mają znacznie starsze korzenie, niekiedy wywodzą się ze średniowiecza. Tu polecam wspomniany na początku artykuł Michała Rożka Szubienica i mandragora6 , a także Wokół szubienicy.7

Każde miasto lokowane na prawie magdeburskim miało prawo sądzić i i orzekać karę szubienicy - sądy w najcięższych przewinieniach szafowały nią, a wyroki wykonywano zazwyczaj poza jego murami!

Nie wiadomo kiedy izbiański szczyt zyskał tę ponurą nazwę. Na wcześniejszych mapach, np. na przedwojennych WIG-owskich, jest to tylko wzniesienie z podana wysokością w miejscu przydrożnego krzyża. Dopiero nowsze mapy (np. Wyd. Compass) umieszczają nazwę i jego wysokość

Latem 1970 r. po Beskidzie Niskim, wioskach powiatu gorlickiego, wędrował student geodezji i kartografii Politechniki Warszawskiej, Tadeusz Romuald Topolski. Zbierał materiały do wydanego później opracowania Nazwy miejscowe Beskidu Gorlickiego.8 Odszukiwał najstarszych, mieszkających tu od urodzenia ludzi, zbierając nazwy potoków, pól, ról, wzniesień i ich pochodzenie.  Znajdziemy tu nasz szczyt z takim opisem: Wzgórze. Nazwa z czasów konfederacji barskiej, kiedy to na wzgórzu tym wieszano zdrajców.

Gdy się poczyta przeróżne artykuły na temat sporu o pomnik, to zastanawiające są argumenty przeciwników idei p. Bary, mówiące o niemal ludobójstwie. Warto przy okazji poczytać wypowiedzi czytelników. Nazwa wzniesienia nie wzięła się sama, na pewno jest w niej jakaś część prawdy – czy jest jakaś szansa na historyczne jej uzasadnienie ?

Od XIII. wieku ziemie te wchodziły w skład tzw. Państwa Muszyńskiego, będącego uposażeniem biskupów krakowskich. Była to sprawnie zarządzana „instytucja”. Wiodły tędy ważne szlaki handlowe – a gdzie kupcy, tam i zbóje, zwani w tej części Karpat beskidnikami. A gdzie zbóje, tam i harnicy9, sądy i kaci. Być może wieszano na tym wzniesieniu pospolitych przestępców i stąd wywodzi się nazwa zachowana w pamięci i tradycji. Być może w czasie konfederacji barskiej wieszano tu i miejscowych Rusinów, np. szpiegów, zdrajców  – był to przecież czas krwawej wojny! Dużo tych „być może” – ale poruszamy się we mgle przypuszczeń, bo nie ma na to pewnego dowodu, dokumentu. Jedynym „dokumentem” jest powieść Wołodymyra Chylaka!

W połowie XIX w. ziemię grybowską, gorlicką i jasielską przemierzał galicyjski konserwator zabytków, Józef Łepkowski. Z 1851 r. pochodzi jego zapis, mówiący o istnieniu w bocznej kaplicy starej, drewnianej izbiańskiej cerkwi, naściennego malowidła przedstawiającego Kazimierza Pułaskiego (w naturalnej wielkości) na tle konfederackiego obozu u podnóża Lackowej.

Z 1799 r. pochodzi pisany ręką izbiańskiego proboszcza protokół o cudownych ocaleniach Kazimierza Pułaskiego z wojennych opresji, dzięki wstawiennictwom izbiańskiej Matki Bożej. Wzmiankowana jest też pobożna fundacja pana Kazimierza. To u Pieradzkiej10.

Mnie nurtuje jedna kwestia: jak się to ma do zarzutów o masowym wieszaniu przez Kazimierza Pułaskiego, względnie jego ludzi tutejszych Rusinów?  Jakim „cudem” namalowano obraz, i to w cerkwi (!), z „katem i mordercą”? 

Także i to, że jakoś dziwnym zrządzeniem, obraz z wizerunkiem Pułaskiego został zamalowany wybieleniem ścian kaplicy do wysokości 3m . Musiało to być po wizytacji galicyjskiego konserwatora, po roku 1851 – może w latach 1868-1870? (!) Czy nie wtedy, kiedy powstawała powieść?  Może wizerunek kogoś takiego, jak Pułaski, i to w cerkwi, nie pasował do treści Szubienicznego Wierchu?

I na koniec mandragora – owiana legendami i przesądami śródziemnomorska roślina (Mandragora officinarum L.), która „przywędrowała” na północ Europy – jej korzeń przybiera kształt człowieka. W wielu źródłach historycznych znajdziemy informacje, że mandragora rosła zazwyczaj w pobliżu właśnie szubienic. Wierzono, że wyrasta w miejscu zroszonym moczem i nasieniem wisielca. Była rośliną magiczną, lekiem, afrodyzjakiem, i była niezwykle poszukiwaną.
Byłem niedawno na szczycie Szubienicznego Wierchu. Nie rozglądałem się za mandragorą - był to październik. Roślina ta kwitnie w czerwcu i lipcu – spróbuję wtedy. Może znajdę ...!

 --------------------------
Bibliografia:
1 http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/278596,powiat-gorlicki-lemkowie-przeciwko-pulaskiemu-w-wysowej,id,t.html

http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/280060,powiat-gorlicki-polsko-lemkowski-spor-o-generala-pulaskiego,id,t.html
http://gorlice.naszemiasto.pl/artykul/487650,gorlice-pomnik-pulaskiego-nie-stanie-w-wysowej,id,t.html
http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=3230
http://blogmedia24.pl/node/33557
http://www.polskatimes.pl/artykul/285346,historia-ciazy-nad-lemkowszczyzna,1,id,t,sa.html?cookie=1
http://forum.gazeta.pl/forum/w,418,114270872,114282394,U_nas_Sienkiewicz_u_nich_Chylak.html
2 http://www.parafiatylicz.pl/historia.html

3 Franciszek Kotula, Opowieści ziemi, Muzeum Okręgowe w Rzeszowie, Rzeszów 1975, s. 95.

4 tamże, s. 106.

5 Władysław. Sarna, Opis powiatu krośnieńskiego pod względem geograficzno-historycznym, reprint, Krosno 1997, s. 398.

6 Michał Rożek, Szubienica i mandragora [w:] Dziennik Polski z dn. 05.02.2005 r.

7 Michał Rożek, Wokół szubienicy [w:] Dziennik Polski z dn. 17.03 .2007 r.

8 Tadeusz Romuald Topolski, Nazwy miejscowe Beskidu Gorlickiego, SKPB W-wa 1985, s. 73.

9 harnicy – formacje zbrojne do zwalczanie zbójectwa na pograniczu państwa.

10 Krystyna Pieradzka, Na szlakach Łemkowszczyzny, Kraków 1939, reprint RUTHENUS, Krosno 2003, s. 50.

--------------------------
27 listopada 2001 r. w Gorlicach, odbyła się Konferencja Popularno-naukowa „Kazimierz Pułaski – Żołnierz i patriota”. Jej przebieg i tematy zawarte są w specjalnym wydaniu Kwartalnika Gorlickiego nr 59 bis/2012.

W  pierwszym tomie opracowania Łemkowie w historii i kulturze Karpat, MBL Sanok 1995, znajduje się artykuł Sytuacja polityczna na Łemkowszczyźnie w latach 1918-1939. Co prawda nie jest to czas konfederacji barskiej, ale autor, Krzysztof Zbigniew Nowakowski, sięga głębiej w przeszłość w analizie zagadnienia – polecam!

Na koniec, dla wejścia w temat, opracowanie Hanny Zaremskiej, Niegodne rzemiosło. Kat w społeczeństwie Polski XIV-XVI w., PWN, W-wa 1986  

 

##############################################

 

BEREST


Wędrując po Beskidzie Niskim i Sądeckim bądź zmierzając do Tylicza na narty, nie sposób pominąć Berestu, położonego przy drodze Grybów – Krynica. Tuż przy niej, po jej wschodniej stronie, stoi dawna cerkiew Świętych Kosmy i Damiana, pełniąca dziś funkcję kościoła. Piękna w swym kształcie (chociaż mnie rażą pobite blachą jej cebule), zawiera w sobie „konfederacki akcent”. Bowiem tu znajduje się słynna ikona Matki Bożej (Pokrow)
z położonych niedaleko Izb.

Sławna i jeszcze na początku obecnego stulecia [XX w. – przypis mój] przyciągająca pielgrzymów do Izb koło Tylicza Matka Boska Pokrowna znalazła się w Bereście dopiero po II wojnie światowej. Uratował ją
z opuszczonej wówczas grecko-katolickiej cerkwi w Izbach ks. Franciszek Ignas, proboszcz w Bereście.
Ikona została poddana najpierw konserwacji, a potem umieszczono ją uroczyście w kościele parafialnym
w Bereście, przy udziale biskupa Karola Pękali sufragana tarnowskiego, który wspominał w kazaniu, że sam
– jeszcze jako mały chłopiec, jeszcze przed I wojną światową – odbywał z ojcem piesze pielgrzymki do Izb
z rodzinnej Siołkowej.

Najstarsza wiadomość o tym obrazie oraz jego wyjątkowym kulcie pochodzi z czasów konfederacji barskiej
i wiąże się z postacią Kazimierza Pułaskiego.

[...]
Tu właśnie, na terenie Sądecczyzny, działał między innymi konfederacki marszałek Łomżyński Kazimierz Pułaski, od kwietnia 1770 r. Jako głęboko religijny i Sodalis Marianus, odnosił się z wielką pobożnością do obrazu Matki Boskiej czczonej w pobliskich Izbach. Jej opiece polecał niepewny los swych wojennych przygód i zgłosił tamtejszemu proboszczowi unickiemu dwie łaski, których doznał za przyczyną Matki Boskiej Izbiańskiej. Relacja ta znalazła się w księdze parafialnej w Izbach, zatytułowanej: Consignatio Documentorum”, wśród opisu innych cudów i łask.

Oto ona:

Huius Beatae Mariae expertus est gratiam Illustrissimus Dominus Casimirus Pułaski Marsalcus confederationis Lomsinensis anno Domini 1771 *dum in villa Izby egressus esset contra Moschos prope oppidium Pilzno, ibi undequaque circum datus existens a Moschis, cum nullum evadendi modum haberet, ad B. Virginem Mariam in Ecclesia Izbiensi exitentem suspirium fecit” ... i najniespodziewaniej wyszedł cało z rąk nieprzyjacielskich.
Tłumaczenie: ** Łaski tej Błogosławionej Maryi doświadczył przesławny Kazimierz Pułaski, marszałek łomżyński roku pańskiego 1771, kiedy wyruszył ze wsi Izby przeciw Moskalom niedaleko grodu Pilzno, i tam otoczony, gdy nie miał żadnego sposobu by wydostać się z opresji, do Błogosławionej Maryi Dziewicy słynącej z łask w świątyni w Izbach westchnął.

Po raz drugi „dum in sylvis Świątkoviensibus contra Moschos et Kozakos vigilias ageret, ad ortum solis correptus sommo vix paululum obdormire coepit, miles Moschoviticus repenter eum invasit et dispersa eius militia, vivum capere conabatur et fere in manibus habebant”. I znowu Pułaski wezwawszy opieki Matki Boskiej Izbiańskiej wyszedł cało z tego niebezpieczeństwa, a na pamiątkę zawiesił nawet złote wotum przed jej cudownym obrazem.


Tłumaczenie: ** Kiedy w lasach świątkowskich trzymał straż przeciw Kozakom, o wschodzie słońca ogarnięty zaledwie sennością, odrobinę zaczął przysypiać, wojska moskiewskie go napadły, i rozproszywszy jego żołnierzy, ośmieliły się pochwycić go żywcem i prawie już miały go w rękach.

U Pieradzkiej:  Lecz Pułaski znów polecił się M. Bożej i zaczął uciekać na szybkim koniu i wpadłszy na pień upadł z koniem, tak przecież szczęśliwie, że bez szwanku wyszedł zarówno z upadku, jak i rąk nieprzyjacielskich. Za co fundację uczynił do M. Bożej.

Treść z tekstem łacińskim pisanym kursywą pochodzi z książki Sanktuaria diecezji tarnowskiej z rozdziału Sanktuaria Maryjne i podtytułu Berest autorstwa ks. Wł. Szczebaka (Wyd. Instytut Teologiczny w Tarnowie 1983)
Tamże: Ówczesna cerkiew w Izbach była bardzo stara, drewniana, zbudowana na planie krzyża greckiego. Obraz Matki Bożej Pokrownej mieścił się w jednym z ramion tego krzyża, jakby w osobnej kaplicy. Na ścianach tej kaplicy, według opisu J. Łepkowskiego***  z roku 1851, było „malowanie klejowe, liche, przedstawiające Pułaskiego
w naturalnej wielkości – z boku widać obóz.

[...]
Stopniowe zanikanie kultu obrazu Matki Boskiej Izbiańskiej zaczęło się w roku 1928 za proboszcza Dymitra Chylaka. Kapłan ten popadłszy w konflikt ze swoją władzą kościelną, przeszedł na prawosławie wraz z całą parafią i wybudował w Izbach nową cerkiew, prawosławną, natomiast cerkiew unicką wraz z cudownym obrazem zamknięto wtedy, a klucze od niej przechowywał unicki proboszcz w sąsiedniej Banicy. Stan taki  trwał aż do końca II wojny światowej. Po wojnie ks. Chylak wraz z parafianami przesiedlił się na Ziemie Odzyskane, zabierając ze sobą archiwum parafialne, a wśród ksiąg także „Consignatio documentorum”.

Po jakimś czasie wyjechał do Lwowa i tam zmarł. Wraz z nim przepadła i owa dawna księga łask i cudów. Wśród starych Łemków z okolic Izb utrzymuje się tradycja, że na ikonie Matki Bożej Pokrownej pojawiały się łzy, ale odnosi się to pewnie do jeszcze wcześniejszych czasów.

 

Sprzed trzydziestu kilku chyba lat, pochodzi artykuł z Gościńca (miesięcznik turystyczny)  Bogdana Mościckiego: Szaniec Pułaskiego. W nim ten fragment:

Jest wysoce prawdopodobne, że Pułaski wybrał swą bazę ze względu na cudowny obraz Matki Boskiej w izbiańskiej cerkwi. Znany jest kult jaki żywił do Bogurodzicy. Z jej ryngrafem nie rozstawał się nigdy (podobno zgubił go tuż przed bitwą pod Savannah), a sanktuaria były jego ulubionymi siedzibami, o czym świadczy choćby zajęcie
i obrona Jasnej Góry.

 

I na koniec jeszcze fragment z Zeszytów sądecko-spiskich, z artykułu Urszuli Janickiej-Krzywdy – Maryjna pobożność konfederatów barskich:

W środowisku konfederatów szczególnie rozwinął się wtedy kult Matki Bożej, Opiekunki i Przewodniczki powstania. [...] Najświętszą Pannę uważano wręcz za współwalczącego obrońcę ojczyzny

                               Boć nie nowina Maryi puklerzem

                               Zastawiać Polskę, wojować z rycerzem

                               Przebywać w osobie, sukurs dawać Tobie

                               Miła Ojczyzno.

--------------------------------------.
* Bitwę w Dęborzynie pod Pilznem, stoczono 13 maja 1770 r. – prawdopodobnie zachodzi tu pomyłka w zapisie daty owego wydarzenia.  Krystyna Pieradzka także opisuje powyższe fakty w  Na szlakach Łemkowszczyzny: Zachowało  archiwum cerkwi w Izbach w Consignatio documentorum z 1779 r. wyliczenie cudów M. Bożej Izbiańskiej; na stronie 11. wiadomość dotycząca ocalenia K. Pułaskiego itd. Tu także widnieje data 1771 r.

** Tłumaczenie łacińskiego tekstu Pani Doroty Woźnicy (MBP w Jaśle).

*** w owym czasie galicyjski konserwator Józef Łepkowski, wspólnie z Józefem Jerzmanowickim, penetrowali okolice Grybowa, Gorlic, Jasła i Krosna prowadząc kwerendę i rejestrując zabytki.

W przypisach rozdziału Berest  zawarta jest informacja, że wiadomości dotyczące ks. Chylaka przekazał za pośrednictwem ks. M Czekaja z Czyrnej, p. Dymitr Polański, ur. 1902 w Banicy, unita, dawny diak.

-----------------------------------------------------------------------
Korzystałem  z:

Sanktuaria Diecezji Tarnowskiej. Instytut Teologiczny w Tarnowie 1983 – rozdział: Berest. Ikona MB Pokrownej;

Krystyna Pieradzka: Na szlakach Łemkowszczyzny. Reprint. Kraków 1939;

Bogdan Mościcki: Szaniec Pułaskiego (artykuł z Gościńca, miesięcznika PTTK)

Grażyna i Zygmunt Malinowscy, Elżbieta i Piotr Marciniszyn: Ikony i cerkwie. Tajemnice łemkowskich świątyń. Wyd. 2009.

 

Marian Kozłowski

 

                                                                    

                                                                          Amazonki konfederacji barskiej

                                               „Nasza początkowa” – Anna Paulina z Sapiehów Jabłonowska

 

Damy polskie dotąd nigdy nie mieszały się o spraw publicznych; teraz zaczynają naśladować francuskie kobiety wdając się, modą tamtych, do interesów państwa. Powoli zechcą być prawodawczyniami, to jest poślicami na sejm, luboć i tak są nimi, chociaż nieurzędownie; bo drugie po całych sejmach przesiadują na ganku w izbie sejmowej, dając znaki posłom i senatorom, swoim konfidentom, przymilaniem ust lub marszczeniem czoła, co się im podoba, a co się im nie podoba, ażeby w takt z nimi materie toczące się utrzymywali albo odrzucali.

                                                                                                                                                                                             Jędrzej Kitowicz


Dokładką, Władysław Konopczyński:

- Kobieta wkraczająca  w meandry polityki, to albo wdowa albo rozwódka, albo ta, której mąż jest safandułą, popychadłem, i która odrabia jego powinność.

- Polska dama  wkraczała w politykę tylko wówczas, gdy lukę w niej pozostawiali niedołężni lub bezmyślni mężczyźni.

 

Te powyższe konkluzje-klamry Profesora, są niejako przedłużeniem myśli Kitowicza, a dzisiejsza bohaterka, Anna Paulina Jabłonowska, doskonale wpisuje się w nie wpisuje.

Wydana w wieku 22 lat za mąż (1750 r.) za starszego o prawie 30 lat księcia Jana Kajetana Jabłonowskiego - jak sama później stwierdziła – małżeństwo to było ucieczką przed pazernością rodziny. Małżonek, wojewoda bracławski, spowinowacony poprzez Leszczyńskich z dworem francuskim, mienił się krewnym królów, przejawiał chorobliwą wręcz manię wielkości, czasami wręcz „sięgającą nieba” – książę często prezentował zamówiony u monachijskiego malarza obraz, który przedstawiał właśnie jego, zdejmującego czapkę przed wizerunkiem Matki Bożej, z ust której wychodziły słowa: „Couvrez–vous mon cousin” – „Okryj się, mój kuzynie! Innymi słowy: Ależ nie trzeba, kuzynie!

Państwo Jabłonowscy po ślubie wojażowali po Europie, goszcząc zazwyczaj (!) na królewskich pokojach. Megalomania księcia Kajetana nieraz była przyczyną kłopotliwych blamaży. Małżonka nie raz paliła się ze  wstydu,  gdy książę kompromitował się publicznie, jednak cierpliwie znosiła jego fanaberie. Po powrocie do kraju, księżna Anna Paulina zajęła się gospodarzeniem na podupadających włościach , a książę pan? No cóż, wojażował nadal po europejskich dworach w pozyskiwaniu orderów, tytułów itp. Dopiero po śmierci małżonka (1764 r.)  księżna odnajduje siebie zawiadując majątkiem, a kilka lat później, już w wirze konfederacji barskiej, doskonale wpisuje się w wyżej wspomniane klamry Konopczyńskiego.

 

Konfederacja barska nie wybuchła ot tak sobie, gdzieś wcześniej musiał pojawić się płomyczek jej zarzewia. W jego poszukiwaniu  trzeba by może zacząć  od Urszuli z Branickich Lubomirskiej, siostry hetmana wielkiego koronnego, Jana Klemensa.

„Pod koniec października 1765 r., do bawiącej w Wiązownie księżny Urszuli, przyjechał Adam Krasiński, biskup kamieniecki. O wizycie donosiła ona bratu: Miałam tu biskupa kamienieckiego, il nous a amusé avec ses propos (rozbawił nas swoimi słowami), nie masz teraz czasu donieść WMM Panu Jego myśli.”

Czyżby już wtedy nieśmiało tlił się ten właśnie płomyczek przyszłej konfederacji barskiej? Wiadomo przecież, że hetman nie był admiratorem Stanisława Augusta, wręcz adwersarzem –  biskup Adam tym bardziej, więc może badał grunt, szukał sprzymierzeńców?

A księżna Anna Paulina? Co spowodowało, że księżna wpadła w wir konfederacji barskiej? Fakt, nie była stronnikiem królewskim, mówiąc o Stanisławie Auguście używała określenia „pan Poniatowski”

Konopczyński natomiast, z zadowoleniem podkreśla, że księżna Anna nie dała się wciągnąć w kocioł konfederacji radomskiej, co więcej – pamiętnikarz, konfederat barski Ignacy Suchodolski, w swoich wspomnieniach zauważa, że cały pomysł przyszłej konfederacji barskiej „wywił się” we wrześniu 1767 r. właśnie w Kocku – więc możemy śmiało założyć, że księżna Anna znalazła dla siebie tę właśnie „kitowiczowską furtkę”? U pani Hanny:   Istotnie ogień, który ogarnął ziemie Rzeczypospolitej w odwecie za terror Semiramidy Północy, wznieciła w pewnym sensie kobieta. […]  Hetmaniła  spiskowi sama Anna Paulina z Sapiehów – wdowa po księciu Janie Kajetanie Jabłonowskim.

Już w pierwszych dniach stycznia 1768 r., we Lwowie, tworzą się zręby konfederacji – Anna Paulina wespół z Józefem Pułaskim i arcybiskupem lwowskim Wacławem Sierakowskim oraz kasztelanem kijowskim, Janem Czarneckim układają plany. Tu widać niezwykły zmysł organizatorski księżny – bo to ona: planuje, rozdziela funkcje, roztacza wizje. Pozostali spiskowcy z respektem i niemal nabożnym podziwem słuchają!

I właśnie: „z rozkazu” Anny Pauliny do Drezna, za konsyliarkę, pojedzie pani Brzostowska. Jak sama księżna mówi
– tylko jej podszepnąć, a jaskółką doleci! Natomiast na konsyliarkę do Paryża księżna desygnuje miecznikową Marię Radziwiłłową. Bo tam potrzeba osóbki młodej, powabnej i sprytnej. A Mariè pojedzie z wielką ochotą, tym bardziej, że w stolicy Francji przebywa francuski pisarz Jacques de Saint-Pierre, poznany przez nią podczas jego pobytu
w Polsce – znajomość  ta zaowocowała wtedy ognistym romansem. 

O roli i znaczeniu działań Anny Pauliny pisze jej przyrodnia siostra Teofila: „Księżna wojewodzina bracławską formowała plan, wybierała ludzi i przez nieskończone własnych sum wydatki spisywała sejmiki.” Określa ją wtedy przydomkiem „Nasza Początkowa” .

Wracamy do Lwowa. Ten, niestety, nie był bezpiecznym miejscem dla spiskowców, konspiratorzy czuli na sobie „pilne oko” komendanta miasta, regalisty Felicjana Korytowskiego. Rozsądnym było więc przenieść te konspiracyjne spotkania i narady w pewniejsze strony, do włości Jabłonowskich, do Kukizowa.

Tu było swobodniej, tu powstawały konfederacje: bełska, chełmska, czernichowska, podlaska i kilka litewskich – i jak  podkreśla Władysław Konopczyński – były  one dziełem księżny Jabłonowskiej.

Ale po drodze był jeszcze Bar. W początkach konfederackich zmagań, kolebkę konfederacji odwiedził, bardziej  lustrował, specjalny wysłannik francuskiego dworu, de Taules. Od razu zorientował się, że „buławę” dzierży księżna Anna i że to ona kierowała niemal wszystkimi poczynaniami. Obdarzył księżnę przydomkiem Madame de Barez. Ten zaszczytny tytuł w środowisku konfederatów przyjął się od razu, nawet korespondencja do Anny tak była adresowana.

Starosta warecki Józef Pułaski, marszałek związkowy, rozmodlony i obwieszony dewocjonaliami, w oczach de Taules’a okazał się być blagierem i dyletantem w materii wojskowej. Księżna Anna musiała włożyć sporo wysiłku i pomysłowości, by zatrzeć to niekorzystne wrażenie Francuza, który akurat wizytował żałosne „twierdze” konfederatów. Potomni, także historycy, wytykają przezornej skądinąd księżnej Jabłonowskiej błąd, kiedy to na politycznej scenie pojawił się podczaszy litewski Joachim Potocki, i to z listem poparcia od hetmana Jana Klemensa Branickiego. List o treści niemal desygnującej na marszałka związkowego konfederaci barskiej Joachima, w którym to hetman podkreśla, że tenże odziedziczył po nim „umiejętność prowadzenia potrzeby wojennej”. Hm, hetman popisał się już swoją „umiejętnością” podczas sławetnej rejterady na Węgry w 1764 r. Konsekwencją tarć i zmian na szczycie związku  była śmierć starosty wareckiego, wyrzuty o jej sprawstwo, a także rozłam w szeregach wojskowych.

Błędem księżny Anny było także pokładanie zaufania w Bierzyńskim, a dyskredytowanie Pułaskich, zwłaszcza po liście biskupa Krasińskiego, w którym oskarża ich o niesubordynację. Księżna Anna śle ostrzeżenia do Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”, by nie oddawał Pułaskim swej milicji. No, właśnie! Oddał ją Bierzyńskiemu! Dopiero później sytuacja się odmienia.

Zaangażowanie  księżny Anny w walce o stanowisko marszałka litewskiej konfederacji dla Józefa Sapiehy, męża przyrodniej siostry Teofili, świadczy bardziej o rodowej dumie, niż trzeźwym spojrzeniu na konflikt w łonie litewskiej konfederacji.

Reasumując: można śmiało rzec, że księżna Anna była po części spiritus movens w początkach tego powstańczego zrywu, a w wielu przypadkach koryfeusze konfederacji barskiej w swoich działaniach kierowali się wskazówkami bądź choćby tylko sugestią „Naszej Początkowej” (!).

W późniejszym okresie zmagań, po powołaniu Generalności, księżna Jabłonowska odsuwa się od czynnego udziału, tym bardziej, że dostrzega rozłamy i spiskowanie w samym jej łonie. Udaje się w podróż po Europie, mając nadzieję, że uzyska wsparcie w europejskich dworach. Nie osiągając jednak wyników, wraca do swoich włości i zajmuje się ich gospodarowaniem.

Po upadku konfederacji barskiej księżna nadal interesuje się sytuacją w Polsce. Informacje o życiu politycznym przekazywali jej zaufani informatorzy w kraju i za granicą. W swojej korespondencji, dla bezpieczeństwa, posługuje się specjalnym szyfrem.

W początkach panowania Stanisława Augusta księżna Anna stała w opozycji do władcy. Jednakże później, już po upadku konfederacji barskiej, pogodziła się z królem. Do pojednania z monarchą doszło około 1773 r. Odtąd „ciotka", jak ją nazywał Stanisław August, bywała niejednokrotnie na warszawskim dworze, a nawet przyjmowała króla 
u siebie w Kocku.

Szambelan królewski Jan Duklan Ochocki pisze w swoich Pamiętnikach:

„Gdy weszła na salę, król zerwał się z krzesła z pośrodka pięknych i młodych dam i na środek sali na spotkanie jej wyszedł. Księżna była ubrana w staroświecką materię jedwabną, w pasy szerokie, do której ozdoby i ubranie głowy tak zupełnie dobrane i ułożone były, jak widzimy w możnych domach na starych portretach. Szła z postawą wspaniałą, ale krokiem dosyć pewnym i śmiałym. Król skłonił się jej dość nisko i pocałował ją w rękę, ona zaś lekko mu tylko głową skinęła, jakby to nie król, ale pan Stanisław Poniatowski tę cześć jej oddawał.”

Księżna Anna Paulina wyrastała ponad epokę: na łączce politycznej, naukowej i gospodarczej. W Siemiatyczach założyła imponującą bibliotekę i zgromadziła bogatą kolekcję historii naturalnej - była ona jedną z najlepszych w  Europie.  Dom księżnej Anny Pauliny był otwarty – gościli w nim wybitni ludzie epoki, m.in. Kołłątaj, Trembecki, Karpiński, Kniaźnin, Staszic, także uczeni z zagranicy. Nawet Ignacy Krasicki, zauroczony księżną, umieścił ją w swoim utworze Podróż z Warszawy, chociaż jak widać, z nutą przygany:

Gdzie* wdowa a niemodna, z wzgorszeniem Warszawy,

Zamiast gotowalnianej istotnej zabawy

Podłą się pracą bawi, śmie myśleć o roli

I wśród kmieci swoich bardziej mieszkać woli

Niż błyszczeć w wielkim świecie…

--------------------------------------.

* w Wysokiem na Lubelszczyźnie

 

Cóż więcej dodać? Należy jednak podkreślić, że księżna Anna należała do zwolenników Konstytucji 3 Maja.

A na koniec piękne zdanie, którym księżna  kwituje swój udział w walce o niezawisłość Polski:

„Chciałam z doświadczeń pewnych dać próbę krajowi, co zrobić jeszcze można. Wszakże ulepszać i powiększać każdego być może cnotliwego obywatela dziełem, ale trzeba coś pierwej w małym kawałku egzekwować, ażeby dać poznać, że odmieniać i ulepszać nie jest rzeczą niepodobną..."

------------------------------------.

Literatura:

Wł. Konopczyński, Kiedy nami rządziły kobiety, Veritas, Londyn 1960;

Tenże, Konfederacja barska, Wolumin, W-wa 1991;

Janina Bergerówna, Księżna pani na Kocku i Siemiatyczach: Działalność gospodarcza i społeczna Anny z Sapiehów Jabłonowskiej, Lwów 1936;

H. Muszyńska-Hoffmanowa: Amazonki konfederacji barskiej. Olsztyn 1975;

Angelika Blida, Uniwersytet Śląski, Działalność polityczna Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w czasie konfederacji barskiej w świetle jej listów do Teofili z Jabłonowskich Sapieżyny z lat 1768—1772, Wieki stare i nowe, 2017, t. 12

Henryk Mierzwiński, Księżna Anna Paulina z Sapiehów Jabłonowska (1728-1800), Szkice Podlaskie 1999;

Wacław Zawadzki (oprac.) Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców, PIW 1963;

Marian Kozłowski

 

Pobożne… czyli z głową w chmurach?

 

 

Wiosną 1768 r., czyli tuż po zawiązaniu konfederacji barskiej, saski rezydent von Essen, goszcząc u Repnina, usłyszał zjadliwą opinię:

Konfederacja barska? Mój przyjacielu, to sprawka kobiet polskich. Bo osiem czy też dziesięć szalonych niewiast w Rzeczypospolitej, wciągnęło do akcji konfederackiej swoich mężów, kochanków, spowiedników i masz, tak oto rozpaliła się ta nieszczęsna awantura barska.

W sukurs idzie zgryźliwy Fryderyk II, król Prus: w Rzeczypospolitej rozum popadł w zależność od niewiast, one intrygują i rozstrzygają o wszystkim, podczas gdy ich mężowie się upijają.

Francuski inżynier wojskowy, Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre, podróżując po Europie i szukając swego miejsca akurat w Polsce, tak postrzega nasze białogłowy:

Większość włada językiem niemieckim i francuskim z doskonałością rzadko spotykaną nawet wśród mieszkańców tych krajów; nie są im obce sprawy krajowe i często kierują nimi z większą niż mężczyźni stałością.

No to dołóżmy jeszcze Kitowicza:

Polacy teraźniejsi wcale się do szabli nie porywają, idąc za swymi mistrzyniami, które nimi rządzą i które według natury swojej bojaźliwej te tylko środki do zmocnienia kraju podają, które są łagodne i od wojny najodleglejsze.

A na koniec jeszcze bardziej zgryźliwy Karol Zbyszewski, ten od Niemcewicza z przodu i z tyłu, po swojemu prześmiewczo! definiuje konfederację barską:

Choć Pan Bóg nie zgłosił do niej swojego akcesu, zwalono nań całą robotę. Zamiast uzbrojenia każdy miał mieć znak krzyża na lewym boku. Zamiast mustry i komendy – okrzyk »Jezus Maryja!«. Regulaminem żołnierskim – wiara katolicka. Płacą wojska – Chrystus i Opatrzność. Taktykę i strategię miał oczywiście załatwić Duch Święty.

 

No! Może dość! Sporo w tych wypowiedziach ironicznej, wręcz pogardliwej… prawdy. Polityka była na owe czasy domeną mężczyzn! Tylko że… – tu   posłużę się myślą Emanuela Rostworowskiego:

Każdy z wielkich panów owej epoki był gotów korespondować z dworami i prowadzić na własną rękę politykę zagraniczną, ale wszyscy byli w arkanach polityki europejskiej zagubieni, brali pozory za rzeczywistość, tę zaś naginali do własnych chęci, jednym słowem stanowili w wielkiej polityce naiwnych dyletantów.

[…]

Wytrawni gracze, po mistrzowsku manewrujący wśród zawiłych spraw wewnętrznych Rzeczypospolitej, gdy rozmowa schodziła na tematy europejskie, rezonowali jak dzieci.

 

Zaskakującym jest fakt, że kobiety będące w owych czasach niejako dokładką do gatunku męskiego, potrafiły w tej materii niejednokrotnie być lepszymi politykami, jak w owych czasach mówiono – statystami, a przynajmniej bardziej przenikliwymi. Zastanawiające – czy tylko kobieca intuicja, czy aż! przewaga rozwagi i rozumu?

Na myśl mi przychodzi uwaga Konopczyńskiego, a raczej dwie, za to komplementarne:

– kobieta wkraczająca  w meandry polityki, to albo wdowa albo rozwódka - albo ta, której mąż jest safandułą , popychadłem, i która odrabia jego powinność.

–  polska dama/magnatka wkraczała w politykę tylko wówczas, gdy lukę w niej pozostawili niedołężni lub bezmyślni mężczyźni.

Cofnijmy się do myśli Fryderyka II. : wypisz-wymaluj!

 

Zatem „pomykając” tylko po literaturze tematu, często natrafiamy na niewiasty, które swoją postawą i poczynaniami przytakują tym wywodom. Żeby nie być gołosłownym:

 

Amalia Mniszchowa, która już w wieku kilkunastu lat została wpleciona w wir drezdeńskiej polityki, pomagając ojcu „rządzić” w królestwie. Wszechstronnie wykształcona, władająca europejskimi językami, nawet malowała. A była pojętną uczennicą u boku swego ojca Henryka Brūhla, bo na łonie Generalności KB fachowo spiskuje, prowadzi własną grę/politykę – tworzy tzw. kwintumwirat. Ten ma posłużyć wysunięciu przed szereg popychadłę i kunktatora, czyli swego męża, Jerzego Mniszcha. I tu znów się kłania król-filozof!

 

Anna Paulina Jabłonowska, „nasza początkowa”, której konfederacja barska zawdzięcza właśnie te początkowe zręby, tworzone we Lwowie wspólnie z Józefem Pułaskim i arcybiskupem Wacławem Sierakowskim. Później,

w obawie przed rosyjskimi szpiegami, księżna Anna Paulina przeniosła się do swoich włości, do

Kocka i Siemiatycz. Działa nadal, niemal sterując poczynaniami zwierzchności konfederacji barskiej… nawet posunięciami biskupa Adama Krasińskiego!

 

Urszula z Branickich Lubomirska – „W okresie konfederacji barskiej Lubomirska współdziałała z Katarzyną Kossakowską, Amelią Mniszchową, Anną Jabłonowską, Marią Radziwiłłową i kilku innymi damami, którym N. Repnin przypisywał «zawichrzenie Rzeczypospolitej» [z PSB] Urszula Lubomirska prowadziła ożywioną korespondencję

z bratem, hetmanem Janem Klemensem Branickim, a ta często była okraszona nowinkami politycznymi, radami, sugestiami. Należałoby tu jeszcze dodać jej córkę Marię, rozwiedzioną z Karolem Radziwiłłem Panie Kochanku, emisariuszkę Generalności w Paryżu.

 

To tylko czubek „góry lodowej”, bo można by dorzucić do kompletu jeszcze kilka niewiast, ot, chociażby Zofię z Krasińskich Lubomirską, krewną naszych tuzów konfederacji, biskupa Adama, Michała i Franciszki Krasińskiej, królewiczowej saskiej. W historiografii umyka nam ona, jest mniej widoczna w porównaniu z Amalią czy Anną Pauliną. Jednakże tu i ówdzie natrafiamy na ślady jej działalności, a te lokują właśnie księżnę Zofię w tym panteonie „rozwichrzonych bab” (Repnin).

Niepospolita to niewiasta, zwana przez rodzinę „gniazdową”, o przenikliwym umyśle, że nawet Konopczyński podziwia w niej jej nieprzeciętność: w całym życiu okazała dużo rozsądku i nieraz nawet rozumu politycznego.

Mała dygresja: (nieraz nawet rozumu politycznego (!) – czuję tu lekki zapaszek szowinizmu męskiego Profesora)

… i dalej:

 „przenika sprawy międzynarodowe i stan sprawy polskiej z rzadką trafnością. Zwłaszcza zaś ocenia należycie lichotę dworu drezdeńskiego. Gdy inni wypatrują zbawienia w Wersalu czy w Chan Tepe, ona wie, że podstawą siły polskiej może być tylko polski rozum, polskie uczucie patriotyczne i polskie męstwo. Więc roi sobie księżna taki obrót spraw, który by przy jednym stole połączył biskupa kamienieckiego, marszałka Lubomirskiego i księcia wojewodę ruskiego”.

Nic dodać! – chociaż nie! dodam – bo już  w roku 1769 bystra dama-konfederatka Zofia Lubomirska ostrzegała:

Kochani obywatele ledwie tygodnia jednego widzą konsekwencję, już ci się gotują upewniać, że ten monarcha dla samej tylko ich przyjaźni wojska prowadzi, drugi miliony posyła, biją się na ziemni, na morzu, o co? O polskie fantazje! Boć gdyby o kraj polski, coś by podobniej sądzić, ale to zapewne zgody nie masz; tylko marszałek rozumie, że już monarchowie, sprzyjając Rzeczypospolitej, swoich własnych interesów zważać nie będą, tylko powodować się dadzą Rzeczypospolitej Polskiej. Na Boga, błąd! Ich roboty fundują się na powietrzu, spaść jednak na ziemię muszą. Upewniam ich, za na końcu dopiero oczy przecierać będą i pytać się sami: Panie bracie, co to się dzieje? Któżby tego się spodziewał? Przecież nikt temu nie winien. się o kompetencje, przywództwo, potępiała łupiestwo, które z eufemizmem zwano wówczas wybieraniem podatków. 

Zofii Lubomirskiej przypisuje się autorstwo dwóch rozpraw: Uwagi nad stanem szlacheckim i miejskim w Polszcze oraz Projekt do porządku publicznego. Stawia ją to w szeregu pisarzy politycznych – są jednak sceptycy, którzy jej ten zaszczyt odbierają. Zofia Krasińska znalazła się na kartkach Amazonek konfederacji barskiej (Hanna Muszyńska-Hoffmannowa) – książka pisana jest ze wspaniałą swadą, ale też egzaltacją, z pewną dawką fantazji i mnóstwem wyrazów, których zrozumienie wymaga leksykonów staropolszczyzny. Jednakże warta jest przeczytania, bo o ile „męską” konfederację barską przystępnie serwuje Janusz Roszko, to „damską” właśnie pani Hanna.

 

Nasza Zofia, 1-voto Tarłowa, w 1754 r. poślubiła Antoniego Lubomirskiego. Oboje z mężem byli dobrymi administratorami swoich dóbr. W Geografii Galicyi z 1786 r. o Przeworsku czytamy:

„Zofia z Krasińskich ks. Lubomirska kasztelanowa krakowska, do tego arcynudnego i sławnego fabryką tkaczów płóciennych miasta, bawełnianych i wełnianych sprowadziła fabrykantów, malowania obić, pasów jedwabnych

i bogatych, płócien w kolory, drelichów, obrusów, serwet; panny Charytki stalą nadała fundacyą. Zdawna zaś zdobi to miasto kościół bardzo wspaniały, z kaplicą według prawdziwego rozmiaru grobu Chrystusa w Jeruzalem, w której są groby ks. Lubomirskich”

Zofia z Krasińskich Lubomirska zmarła bezpotomnie w 1790 r.

------------------------------------------------------------------------------.

Literatura pomocna:

Hanna Muszyńska-Hoffmannowa, Amazonki konfederacji barskiej;

Emanuel Rostworowski, Ostatni król Rzeczypospolitej. Geneza i upadek Konstytucji 3 maja;

Władysław. Konopczyński:

- Konfederacja barska;

- biogram Zofii Lubomirskiej w Polskim Słowniku Biograficznym (PSB);

- Kiedy nami rządziły kobiety;

Geografia Galicyi 1786.

 

Opracowanie: Marian Kozłowki

 

 

Mofeta Tylicz

Można w tym wypadku mówić o ciekawej osobliwości przyrodniczej - w Tyliczu została odkryta największa mofeta w Karpatach. W związku z prowadzonymi pracami nad zagospodarowaniem "Mofety Tylicz" znajdującej się w osadzie turystycznej

Muzeum Dziejów Tylicza

W muzeum znajduje się mnóstwo ciekawych eksponatów historycznych związanych lub powiązanych z Tyliczem, z jego mieszkańcami, z dawnym rzemiosłem i cechami Tylicza, są też stare zdjęcia, stroje, instrumenty muzyczne i co najważniejsze stare dokumenty upamiętniające 650-cio letnią historie Tylicza i jego mieszkańców.

 

Szlak Konfederatów Barskich

Zapraszamy Państwa do wspaniałej podróży w czasy Konfederacji Barskiej. Wędrując po malowniczej Gminie Krynicy - Zdroju, napotkacie tablice upamiętniające wydarzenia, które miały tu miejsce.

 

Copyright © 2025 - Odkryj Tylicz
CMS SIRADJE
Korzystając z tej strony, musisz zaakceptować korzystanie z plików cookie do analizy, dostosowanych treści i reklam.  Akceptuj